top of page
stowarzyszenietpp

Bolesław Solecki

Pamiętniki chłopów” – seria II, z której pochodzą drukowane fragmenty, ukazały się w 1935 i 1936 roku. Wcześniej, w 1933 roku Instytut Gospodarstwa Społecznego w Warszawie ogłosił konkurs i jak pisze we wstępie Ludwik Krzywicki: „odwołał się do rzesz włościańskich”. Chodziło o to, aby zebrać materiały na temat życia chłopów, poznać niedomagania tej warstwy, przeciwdziałać społecznej obojętności. Na konkurs wpłynęło 498 prac, z których kilkadziesiąt wyróżniono i nagrodzono. W 1936 roku czasopismo „Wiadomości Literackie” uznało „Pamiętniki chłopów” za najlepszą książkę roku.

Autor pamiętnika nr 9 , opisany jako: „syn mieszczanina, przetacznika, stolarz, potem gospodarz na ośmiu morgach w osadzie w powiecie radomszczańskim” – to Bolesław Solecki, mieszkaniec Pajęczna. Mieszkał tu do śmierci w 1955 roku.

Dzieciństwo Bolesława Soleckiego lata 1872 – 1886

Rozdział I – swawole i obowiązki

Urodziłem się w 1872 roku, dnia 20 stycznia. W zaraniu mego życia pamiętam od lat 7-8, kiedy rodzice moi mieszkali w izdebce od podwórza u dziadka Walentego, przy ulicy Podgaj [1]. Ja byłem pierwszym synem i była siostra młodsza Władzia, która spała w kolebce, była i służąca Bronia W., około 10 lat mająca, która sypiała na sienniku kładzionym na kuferku przy piecu.

Kiedy jeszcze mieszkaliśmy u dziadka, już zacząłem pasać gęsi, pewnego dnia, kiedy przepędziłem gęsi, była to już szarówka, wołam na matkę co jeść, ta mi odpowiada, że dopiero się gotuje. Wyszedłem na podwórze, tak mnie smak śliwek węgierek zaleciał, bo rosły zaraz za płotem u chrzestnego, ale wydzierżawione Żydowi Mamele; był to krawiec i później szył mi ubrania, z tego go dobrze pamiętam, a był mały i garbaty bardzo, to najczęściej nazywano go krawcem garbatym; przechodzę po cichutku przez płot i włażę na śliwkę, zajadam a tu Żyd przy śliwce i woła, kto tu, złaź ! Co tu robić, ale na szczęście Żyd był z lampą, niewiele sięnamyślałem, jak palnę z tej śliwki i w nogi Żydowi, lampa zgasła, a ja uciekłem, stanąłem na kamieniu przy płocie i czekam co będzie dalej przy ścianie ojca domu. Krawiec przychodzi do ojca i mówi, że pański syn to obrywał śliwki w sadzie u mnie, złapaliście go. Nie, bo mnie uciekł i skoczył z drzewiny prosto na mnie, tak się przeląkłem, tak mi serce wali, Aj, waj! Jak Żyd u ojca, a ja myk do dziadka i grzeję się przy kominie; toś ty był na śliwkach u krawca, ja nie, ja tu już daw3no stoję, prawda dziadku?

Tego samego roku pasę gęsi przy wodzie [2], a tu znów się pali całe prawie miasteczko[3], na pola wywożą pościele, lóżka, szafy itp. w południe poleciałem do znajomych rodziców, a tam wszystko popalone, tylko w kominach stoją garnki i gruzy się jeszcze dopalają, obszedłem całe miasteczko, a tu wszędzie ogień , poleciałem na Ściegna [4], co tam stał krzyż taki z koroną cierniową przy stodołach, o jakżeż on się palił, nie mogłem oderwać wzroku od tego krzyża, bo tam taka ładna była głowa Chrystusa, a tak się paliła. Ten pożar to już dobrze pamiętam, było to w sam ś-ty Jan 1878 roku.

Razu pewnego z wieczora ojciec poszedł do miasta, ale matce o tem nie powiedział, a ja siedzę sobie przy oknie i patrzę na podwórko, matka kolację ugotowała i mówi do mnie: Nie wiesz gdzie ojciec jest?, a ja mówię, że tam po podwórzu chodzi ktoś, To idź no i wołaj ojca na kolację, wychodzę a ten ktoś idzie do sadu za drzewo, co było ułożone na opał, ja zawołałem: tato chodźcie na kolację, i poszedłem nazad do mieszkania. Dosyć długo ojciec nie przychodził na tę kolację, ale kiedy przyszedł, matka się pyta czy ty tam chodziłeś po ogrodzie, ojciec odpowiada: nie, ja byłem u Szenka, po kolacji poszedł dać jeść siwce i zaraz położył się spać, obok stajni w Sołku, gdzie się rżło słomę na sieczkę, - rano wstaje, a siwki w stajni nie ma, ukradli złodzieje siwkę w nocy, ojciec w krzyk, ja z matką w płacz, budzi ojciec sąsiada i jego syna Walusia, biorą latarnię, patrzą na ślad, są kopyta, jak jechali do gaju czyli do boru przez ogród, - jazda oni za śladem i innych sąsiadów też ojciec zawołał i oni chętnie polecieli szukać siwki do boru, aże to już się robił dzień, więc to ułatwiło im siwkę odnaleźć i na jaką dziesiątą godzinę siwkę przyprowadzili, jak była radość w domu, ojciec poszedł zaraz do miasta, przyniósł wódki kiełbasy, poczęstował tych co szukali i podziękował im i rozeszli się do domów, czyli do roboty, bo to było jakoś pod jesień, więc robotę miał każdy. Matka znów mówiła do ojca, te furtkę tam na zapłotki weź i zabij gwoździami, na chałupki nie łaź, siwki sobie pilnuj, i miała rację.

Gdybyśmy mieszkali u sąsiada po ogniu, to sobie pozwalałem na takie szopki, jak włażenie na księże słupy, co był płot ogrodzony, i z tych słupów skakałem na ziemię przy słowach „maga, maga, nie boję się, skoczę i zabiję się”, przy temskakaniu otrząsłem się bardzo i chorowałem dosyć długo a straszne miałem boleści w brzuchu, jęczałem aż strach leżąc na poduszkach w ogrodzie. Doktora ani felczera nie wołano do mnie, a tylko babka taka mnie smarowała, co to dzieci przynosiła temu, kto o to ją prosił i wyzdrowiałem.

Rozdział II – Szkoła wstępna i pierwsze zarobkowe zajęcia

Po pamiętnym pożarze ojciec kupuje plac pod dom przy stokach od Pawła Ch. Cos za 60 rubli, nie rejentalnie, i zamierza tutaj budować sobie dom drewniany o trzech izbach i sieni, co w następnym roku buduje [5]. W tym samy roku zaczynają budować szkołę murowaną w rynku [6], ponieważ dawniej była szkoła ale w prywatnych budynkach, poszedłem ja do szkoły kiedy jeszcze była w prywatnym domu.

A w szkole jak to w szkole, choćby cię ważyli w smole, nie mów co się dzieje w szkole, ale ja na to nie zważam i piszę, co mnie uczyli pisać abym pisał, a czytać abym czytał. Pewnego krytycznego dnia pan nauczyciel mnie woła do siebie do katedry i każe mi czytać „Tisze jedziesz, dalsze budziesz”, co znaczy pomału jedź a dalej zajedziesz, gdy przyszedłem do słowa „kajo”, co znaczy kiedy ją przyprowadzili do kowala, tutaj nie udarnie a wymowa tego słowa skręciła mi się i powiedziałem „kakojo”, kładzie mnie dwóch oprawców na ławkę i p. nauczyciel sypie mi piątkę na tyłek czyli d… i sprawa skończona; ten sam p. nauczyciel uczył katechizmu, uczył moralności, aby nie kradł nic jeden drugiemu i tak go słuchali.

Jak chodziłem do szkoły, często a prawie co dzień przychodził kościelny, aby nauczyciel posłał dwóch chłopców do służenia do mszy, chodziłem i ja służyć do mszy, byłem śmiały w kościele więc razu pewnego jestem w zakrystii, przychodzą jacyś ludzie ze chrztem, ksiądz się pyta jakie to ma być imię noworodka, odpowiadają, Bolesław. A ksiądz jak nie krzyknie, to chceta go ochrzcić na zbója, jest tu ojciec tego dziecka? – Nie ma, brzmiała odpowiedź, ja się na to nie zgodzę, my ochrzcimy go Czesławem, rodzice chrzestni się zgodzili i ochrzcili zamiast Bolesław – Czesław. Zaraz w kościele świeczki mi stanęły w oczach, że ja mam takie zbójeckie imię, przychodzę do domu i prosto płaczę, po co mnie rodzice ochrzcili Bolesław, nie było lepiej dać mi na imię Czesław, Bolesław to taki był zbój [7], toście mi dali imię tego zbója, ale matka mnie uciszyła i spędziła, że to ojciec takie imię mi wybrał. Chodzi do kościoła i w kościele prawie siedzi a takie brzydkie imię wybrał dla dziecka, ale stało się już. Na czwarty rok przyjechał do miasteczka po żniwach złotnik z warszawy, że to będzie złocił wszystkie ołtarze na nowo [8], potrzeba mu do pomocy chłopca tak na posyłki. Kiedy rozmawiali o tem z księdzem, to stał z boku kościelny, a ksiądz się go pyta , kto ta ma takiego chłopca, a ten odpowiada, Antoni S. ma takiego chłopca, ten będziezdatny, no to idź mi do Antoniego i powiedz, żeby jutro chłopiec jego przyszedł tu na plebanię, tylko rano, i powiedz mu ze będzie miał zapłacone. Kiedy kościelny w niedzielę wieczorem przyszedł do ojca i to powiedział, to aż podskoczyłem z radości, że zarobię na ubranie zanim pójdę do szkoły. W poniedziałek rano idę na plebanię, spotykam pana złotnika, ten powiada dobrze, że przyszedłeś, umiesz ogień palić ? umiem, odpowiedziałem, no tom idź na podwórze, tam weź drzewa, tego rąbanego, przynieś tu do kuchni, patrzę a tu niesą chłopi koryto nowe takie jak do skrobania świń mają rzeźniki, stawiają w kuchni, ja przyniosłem drzewo, ten pan znów mówi idź po wodę, przyniosłem wodę, nalałem w duże garnki i palę ogień i grzeje wodę, za jakiś czas patrzę a tu znów niesą świętych, co to stali na wielkim ołtarzu, temu z ręki wyjmują klucze, niby ś-mu Piotrowi, innemu znów wyjmują z rąk książkę co niby czytał. Przyglądam się temu wszystkiemu, jakie to drzewo oglądają i mówią, że to z lipy są ci świeci porobieni, ja też patrzę jakie to kloce drzewa, a tak wystrugane ładnie, a jakie to ciężkie, gdzie tam mnie to podnieść. Woda gotowa prawie że się ma zagotować. A tu chłopi najpierw łapią ś-go Piotra, ale bez kluczy i kładą go do nowego koryta, bierą te duże garnki z wodą i leją, gdzie każe pan z Warszawy, czyli złotnik, jak tak dobrze wykąpali całą figurę ś-go Piotra i potrzymali we wodzie takiej gorącej z kwadrans, przynosi p. złotnik jakichś skrobaczek, dłutek, że nawet do operacji nie wiem czy tyle potrzeba i mówi do mnie, patrz no tu dobrze na moje ręce. Jak złapie jakąś skrobaczkę, jak zacznie drzeć po tej sukni, czy tam kapocie to ja ino słuchałem czy aby święty nie zacznie krzyczeć, ale nic nie mówił choć woda to była bardzo gorąca, za jaki kwadrans ś-ty Piotr był całkiem golutki, a może w pół godziny, zegaru tam w kuchni proboszcza widać nie było, a może i zabrali, aby nie widzieli święci jak długo ich tam będą ważyć w tym wrzątku.

Znów poszedłem po wodę i znów palę i grzeję na świętego Pawła, taka sama kąpiel odbyła się i z Pawłem i takie samo skrobanie go. Za parę dni przyjechało jeszcze parę złotników z Warszawy, a ci dopiero umieli skrobać, czyścić i malować na nowo, że wszystkich co stali na trzech ołtarzach wykapali tak i oskrobali i znów mi kazali gotować duży garnek kleju stolarskiego niby do farby, a to latałem po papierosy do sklepu dla złotników, a jak już pomalowali kilku świętych, to zanieśli na górę czyli na piętro do pokoiku p. starszego złotnika, a ten znów mnie posłał po spirytus do szynku do Żyda Brama. Byłem bardzo ciekawy na co ten spirytus, czy też do picia, ale p. złotnik po dobraniu go smarowała te szczęści gdzie miało być dawane złoto, nacierał taką gąbką jak do mycia i miał taki grzebyczek, przykładał do listka złota i to złoto niósł gdzie mu było potrzeba, czy ozłocić rękę, czy nogę, czy brodę, dosyć że już pod jesień już umiałem sobie ozłocić paznokcie u rąk, a jak znów po Wszystkich Świętych poszedłem do szkoły to koledzy szkolni, a nawet syn p. nauczycielki wołali na mnie „Skrobi święty”.

W szkole prócz nauki uprawiałem handel na uboczu, to jest robiłem notesiki takie małe, bo dawniej ich nie było tak pod ręką, jak ich jest dziś, takie notesy sprzedawałem po 10 groszy, po 15 gr. Kolegom ze szkoły. Zimą strasznie lubiłem jeździć na łyżwach, na sankach ale ojciec mi bardzo zabraniał, to czekałem zawsze wigilii Trzech Króli, a jak był mróz to z rana ojciec mnie posyłał po mirę do lasu, to już miałem bal, to raz dwa wiry nabrałem z mrowiska, a cały dzień jeździłem na łyżwach po lodzie, na wieczór ojciec mówił dla trochę miry to cię cały dzień nie ma, to się tłumaczyłem, że nie mogłem znaleźć.

Następuje rok 1886, kończę szkołę w naszej osadzie na Wielkanoc, krowę pasę w polu, po drogach i miedzach ogólnych, jestem zuch straszny.





Opracowała Lidia Jasny

1. Ulica Podgaj – dzisiaj ul. Górna (według szkicu z 1824 roku)

2. Glinianki – prawdopodobnie oczko wodne przy obecnym Cmentarzu – dzisiaj zasypane, parking miejski.

3. Pożar miasteczka 1878 roku w dzień św. Jana

4. Dzisiaj w tym miejscu stoi murowana kapliczka na rozstaju dróg Ściegiennej i Częstochowskiej, stodół już nie ma

5. Budowa domu „przy stokach” – według szkicu z 1824 roku ul. Garncarska i Wodna, potem Kanał – dzisiaj ulica Strażacka i Kilińskiego. Stamtąd mieszkańcy brali wyśmienitą wodę do picia. Źródło w naszych czasach zanieczyszczone i następnie zasypane.

6. Budowa nowej murowanej szkoły (rosyjskiej) w 1880 roku przy ul. Rynkowej – dzisiaj budynek istnieje; tzw. stara Gmina przy ul. Kościuszki

7. Zbój Bolesław – najprawdopodobniej chodzi o Bolesława Śmiałego, zabójcę biskupa św. Stanisława

8. Odnawianie figur św. Piotra i Pawła w kościele parafialnym. Oryginalne rzeźby barokowe zachowały się do dzisiaj.

9. Autor pamiętnika ukończył szkołę początkową w 1886 roku.

10 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


Post: Blog2_Post
bottom of page